powrót



Tekst pochodzi z www.gazeta.pl


Zemfira, rosyjska piosenkarka rockowa

Zobacz powiększenie

Zemfira
Fot. Kommersant/East News

Tekst: Ana Uzelac 25-09-2004, ostatnia aktualizacja 22-09-2004 15:30

Nie dość, że jest samotną dziewczyną w męskiej historii, jaką jest rosyjski rock, to jeszcze Baszkirką z muzułmańskim imieniem i nazwiskiem. Poza tym ona jest nieładna, co jest też dużą sprawą, no biorąc pod uwagę, że 99 procent kobiet w rosyjskiej muzyce pop to takie po prostu bimbos, i to z reguły córki, żony lub kochanki naftowych

Różnie na nią mówią: rosyjska Patti Smith, rosyjska Alanis Morissette. Najbardziej ją rozbawiło, gdy ją nazwali "rosyjska Janis Joplin". Powiedziała: "Kurczę, może jej teraz wreszcie posłucham, tej Joplin, zobaczę, o co im chodzi" - śmieje się Marina. Jest sierpień, ale sierpień w Ufie pachnie już jesienią, błotem zmywanym upartymi deszczami i benzyną rozlaną na kałużach wzdłuż dróg. Chłodno, przyspieszamy krok. - Ona po prostu chciała grać te swoje piosenki o sobie i o nas - ciągnie Marina. - A potem się okazało, że to mała rewolucja rockowa. Faktycznie, jak Joplin.

Jest ledwie po północy, ale miasto już śpi głębokim snem rosyjskiej prowincji. Łapiemy okazję na opustoszałym przystanku trolejbusowym. Kierowcy kilku samochodów, które się zatrzymują, biorą nas za prostytutki.

Pamiętam rosyjskie przeboje 1998. Tani dyskotekowy pop, plastikowe głosy jednorazowych gwiazd ślizgające się po gładkich melodiach. Zakłamana codzienność w wesołym C-dur, miłosne piosenki tak banalne, że kpiły z nich nawet rozmarzone nastolatki. Dlatego tak dobrze pamiętam zimowy ranek, kiedy z samochodowego radia wylały się akordy niepodobne do niczego, co wcześniej tu słyszałam. Był to czysty, surowy, gitarowy rock. Pamiętam podszyty ironią kobiecy głos zmieniający się od krystalicznie czystego po ochrypły i zadyszany. Pamiętam, jak się zachłysnęłam mową rosyjskiej ulicy przekształconą w coś na wzór poezji. Przechodnie kręcili z niesmakiem głową na słowa refrenu płynące z okna mojego samochodu: "Ty masz AIDS, to znaczy, że umrzemy".

Cztery lata później opowiadałam tę historię Miszy w nieco pretensjonalnej restauracji moskiewskiego klubu 16 Ton. Każdy, kto się liczy na rosyjskiej scenie rockowej, ma tutaj otwarte konto, kartę klubową i zniżkę. Każdy, kto się liczy, miał tutaj swój występ. Także Zemfira dała tu swój pierwszy moskiewski koncert ubrana w śmieszną garsonkę z zielonego welwetu, z plastikowym rumiankiem za uchem i puszką piwa w ręku. W czasach debiutu Zemfiry Misza otwierał w Moskwie Nasze Radio. Włączył jej SPID na playlistę. - Zastanawialiśmy się, którą piosenkę wylansować z jej pierwszego albumu. Inne stacje już powolutku zaczynały puszczać takie mniej kontrowersyjne kawałki: Romaszki albo Śnieg. A my wybraliśmy SPID. Bo to taki utwór, którego nie można nie zauważyć.

Misza ma kozią bródkę, okulary w cienkich oprawkach i pełno grubych srebrnych pierścieni na palcach obu rąk. Ma też zapasy pewności siebie na trzy życia. Jest nieoficjalnym guru odrodzonego rosyjskiego rocka. - Słuchasz dziewczyny - wyjaśnia Misza - która cichym głosem śpiewa o tym, jak z ukochanym wraca nocą do domu na marszrutce, zwyczajne dzieciaki, no nie? Zdejmują słuchawki walkmana, przysłuchują się wiatrowi, myślisz, zaraz się pocałują, prawda? Gówno prawda, bo zamiast pocałunku buch! Wiatr nam powiedział straszną tajemnicę/ Że nasze dni są policzone/ Ty masz AIDS, to znaczy, że umrzemy. I tak z pięć razy, żebyś nie pomyślał, że się przesłyszałeś. W 1998 roku słowo "SPID" jeszcze było nieomal przekleństwem. Ale dzieci wiedziały dokładnie, o co jej chodzi. Przecież już masowo brały herę. I zarażały się na lewo i prawo. Zewsząd zaczęli się pojawiać jacyś młodzi ludzie grający w garażach i piwnicach, którzy wyrośli na Nirvanie, na Radiohead, na zachodniej muzyce elektronicznej. Wówczas Misza postanowił, że jego radio powinno grać wyłącznie rosyjski rock. Patrzyli na niego jak na samobójcę: "Człowieku, gdzie ty znajdziesz tyle rosyjskich zespołów, żeby zapełnić 24 godziny?". Znalazł. Oczywiście na samym początku musiał zapełniać luki klasyką ruskiego rocka - Cojem lub DDT. A teraz już 24 godzin na dobę nie wystarczy, żeby pokazać, co się dzieje w rosyjskiej muzyce.

- Po raz pierwszy zobaczyłem ją na festiwalu Maxidrom. Podszedłem i powiedziałem: "Przesłuchałem twoje nagrania. Kompletny odlot". Misza pamięta, że nie mógł dostrzec jej rysów za długą grzywką. - Wiedziała, że... No, że nie jest fantastyczną blondynką, za którą wszyscy będą się oglądali. Chodziła w dżinsach, adidasach i puchowej kamizelce. Żadnego makijażu i wieczny papieros w palcach. Była żywą, dyszącą, śpiewającą obelgą dla tych wszystkich pachnących laleczek na naszej scenie muzycznej. - Najwięcej kłopotów miała z nią wytwórnia płytowa - wspomina Misza. - Powiedzieli mi: "Dobra, zrobimy jej klip i... co wtedy?". A ludzie już o niej marzyli. W pierwszym klipie było widać tylko białe zadrapania tam, gdzie miała być jej twarz. Powiedzieliśmy jej, że robimy to, by utrzymać wokół niej aurę tajemnicy. Niech się ludzie jeszcze przez chwilę pozastanawiają, co to za dziewczyna ta Zemfira, jak ona wygląda. Chociaż z tym albumem i tak wszystko już było przesądzone. Janis Joplin też nikt nie kochał za jej urodę, prawda? Cztery lata później jej twarz jest jedną z najbardziej znanych w Rosji. Proste, równiutkie brwi, para żywych piwnych oczu, długi, wąski nos. Grzywka została, zostały nawet tlenione pasemka - niezmienna moda rosyjskiej prowincji.

W przedziale kolejowym leżą wycinki z dziesiątek gazet, które zabrałam w tę podróż. Zastanawiam się, czy Ufa wie coś, czego nie da się dowiedzieć z artykułów, recenzji płyt, z całej tej produkcji przemysłu rozrywkowego powstałej przez cztery lata, od kiedy pojawił się głos nazwany "łamiącym się głosem całego pokolenia". Tu wszystko należy do jednego człowieka i jego rodziny - naszego prezydenta Murtazy Rachimowa. Fabryki, ropa, chemia. Największy bank Baszkirii UrałSib jest własnością jego syna Urała Murtazowicza. Do nich należy też NieftieChim - tony ropy, tony pieniędzy. Ja pracuję w wydziale kart kredytowych UrałSibu, przez nas przechodzą pensje pracowników NieftieChimu, wiesz, ile oni zarabiają? Nie powinnam ci mówić, bo to tajemnica zawodowa, ale powiem, żebyś zrozumiała, tam zwykły księgowy zarabia po 1-15 tys. rubli miesięcznie. Ksenya miesza kawę elegancką łyżeczką. - Jak pojedziesz stąd w stronę Czernikowki, za nią zaczyna się PromZona. Tam dosłownie nie ma czym oddychać, same rafinerie, fabryki chemiczne. Pamiętasz, że 12 lat temu była tam straszna awaria? Ilu ludzi poumierało!... Setki. Całe miasto do dziś choruje. Jak tam pojedziesz, zobaczysz puste domy. Mówisz, że Ufa wygląda jak bogate miasto. Całe to bogactwo bierze się z tych 40 kilometrów kwadratowych PromZony.

Ksenya ma 23 lata. Śmieje się, gdy pytam, czy pamięta życie bez prywatnej własności. Nie, kręci głową, nie pamięta. Nie wyobraża sobie życia bez internetu, na który wydaje połowę całkiem przyzwoitej pensji. W sieci trafiłam na jej ksywę na jednej z licznych stron, gdzie spotykają się fani Zemfiry. I teraz siedzimy w kafejce w Ufie. Nie do końca tak sobie wyobrażałam fankę gwiazdy rocka. Staranne ubranie, okulary, makijaż, buty na szpilkach i etat w najbogatszym prywatnym banku na Uralu. Ale Ksenya w eleganckiej skórzanej torebce nosi odtwarzacz MP3 ze wszystkimi piosenkami Zemfiry. Ostatnio słucha w kółko tej samej - Webgirl - historii o dziewczynie szukającej miłości w sieci, podczas gdy prawdziwe życie wali się za jej plecami.

Ksenya czatuje z wirtualnymi znajomymi i marzy o dalekich miejscach, z których pochodzą. I planuje wyjazdy - do Moskwy i na Bajkał. I do Charkowa, gdzie mieszka ktoś, z kim założyła wirtualną rodzinę. Prawdziwa rodzina, wzrusza ramionami, kuleje. Mąż jest nieudanym biznesmenem, już prawie ze sobą nie rozmawiają. Mieszkają u teściów, przed którymi Ksenya chowa swoje internetowe rachunki. Ksenya wyjedzie z Ufy w następne lato, jeśli tylko jej się uda zaoszczędzić. Oraz schudnąć. Ma 15 kg nadwagi. - Po co trzymać formę, skoro mąż jest do niczego? - kwituje. Ksenya bardzo lubiła piosenkę z poprzedniego albumu Choczesz?. Tę, w której Zemfira śpiewa do ukochanego, żeby tylko nie umierał. Że sięgnie po słońce, że wysadzi w powietrze gwiazdy i zabije, jeśli trzeba, sąsiadów, którzy nie dają mu spać. Każdy może odbierać tę piosenkę po swojemu, ale ona myśli o znajomych, którzy latami umierali z powodu hery i braku wyobraźni. Ksenya czuje, że Zemfira też musiała mieć takich znajomych. W Ufie każdy zna kogoś takiego. Albo sam jest taki. Takie to miasto.

Marina siedzi oparta o stół w skromnej kuchni i przygląda się, jak wcinam zupę. Jest pulchna i roześmiana. - Nie uwierzyłabyś, ile zupy w tej kuchni zjadła Zemfira. Siadała właśnie na tym krześle. Tylko że ona nie potrafiła tak długo usiedzieć na jednym miejscu. Marina jedyna została tam, gdzie wszystko się zaczęło. W tej kuchni w wieżowcu w Sypajłowie i w Radiu Europa Plus, gdzie Zemfira nagrywała pierwsze piosenki. - Reszta się już rozeszła. Dyrektor otworzył własny biznes, znajomi znaleźli inną pracę, część wyjechała z Zemfirą do Moskwy. Niektórzy, jak Rinat, zdążyli już nawet z tej Moskwy wrócić. A Zemfira jest prawdziwą gwiazdą rosyjskiego rocka. Tak jak nam wszystkim obiecywała.

- Byłaś już w Czernikowce? - pyta Marina. - Jeśli nie, to idź. Niejedno zrozumiesz. Za komuny tam wszyscy mieszkańcy pracowali w dwóch, trzech fabrykach chemicznych i w rafinerii. Życie było proste: praca, dom, chlanie. I jak się zaczęła pierestrojka, fabryki stanęły i ludzie nie wiedzieli, co ze sobą począć. Chodzili do pracy jak zwykle, ale w pracy nic się nie działo. Sprzęt stał. Nie dawali pensji, oczywiście. A ludzie przychodzili jak zawsze, pół roku, rok... Bo co mieli robić - mąż był ślusarzem w fabryce, żona sprzątaczką. Tam się spotkali, fabryka dała im mieszkanie. Ich rodzice też tam pracowali. I ich dzieci też by tam pracowały, gdyby to wszystko w końcu nie stanęło. Ten program nagle wysiadł. Ja nie wiem, z czego ci ludzie żyją. Wiem, że ich dzieci zadały się z kryminałem, wzięły się do handlu narkotykami. Albo zaczęły je brać. Albo i jedno, i drugie. I zrobił się z Czernikowki taki nasz Harlem. Pamiętam, jak się dowiadywałam z prasy, że Zemfira w naszej dumnej Moskwie a to fotografa pobiła, a to nawyzywała OMON-owców od ch..., a to dała w mordę policjantowi za to, że się czepiał Sierioży, który gra u niej na instrumentach klawiszowych - Marina się uśmiecha. - Zawsze uważałam, że to jest w sumie w porządku. Wniosła w moskiewską metropolię świeży powiew czernikowskich zasad. Przywiozła im prawdziwe rosyjskie życie.

Następnego ranka pojechałam trolejbusem numer 4 albo 8 do ostatniego przystanku, gdzie zaczynają się gigantyczne ciemnoszare hotele robotnicze. Stamtąd ruszyłam pieszo w dół, na sam koniec miasta, na ulicę Uszakowa, do pięciopiętrowych chruszczowek, których okna wychodzą na góry za miastem. Albo na podwórka abudowane z czterech stron z. Na podwórku domu, w którym mieszkała, nie znalazłam nic nadzwyczajnego - ubrania suszące się na sznurach między oknem na pierwszym piętrze i pobliskim drzewem, dziewczyny kołyszące niemowlęta w odrapanych wózkach. Na betonowej bryle sterczącej z wydeptanej ziemi siedział pogodny, starzejący się pijak. Na ławce stojącej pod klatką schodową dwóch chłopaków brzdąkało na gitarze. Parę kroków dalej przykucnięty młody mężczyzna z nieobecną twarzą i malutkimi źrenicami zapatrzonymi wewnątrz siebie kołysał się w rytm piosenki.

Po co ty właściwie chcesz się z nią spotkać? - śliczna twarz Misi marszczy się. - Bo jeśli myślisz, że ona będzie ci w stanie powiedzieć, dlaczego wszystko tak wyszło, to się mylisz. Ja na początku nawet nie wiedziałam, że ona pisze piosenki - Misia się uśmiecha, popijając zimne piwo. - Pewnego dnia przyszła i powiedziała: "Posłuchaj!", i podsunęła mi walkmana. A tam - Śnieg. Osłupiałam. Bo - po pierwsze - to było takie dość osobiste. Po drugie - nagle się okazało, że ona ma taki śliczny głos. Gdy mówi, to głos ma zupełnie zwyczajny. A gdy śpiewa, no to już całkiem co innego... O Misi nie mówią inaczej jak o wielkiej miłości Zemfiry. To o niej jest właściwie większość piosenek. Gdy się poznałyśmy, Misia powiedziała: - Lepiej, żebyś ode mnie usłyszała niż od innych. To potem z orientacji seksualnej zrobił się biznes - różne całujące się na scenie tatuszki. Teraz ludzie pytają: "A czy Zemfira przypadkiem nie nagrała lesbijskich piosenek dla efektu, dla skandalu, by stać się modna?". A ona niczego nie robiła dla efektu. Misia odstawia kufel. - Każda piosenka jest prawdziwa, uczuciowo i faktycznie. To jest mapa jej życia, zaszyfrowana, ale kto ją zna, natychmiast wie. Rzeczy, o których śpiewa, zdarzają się w życiu każdego z nas. A ona to tak ładnie, zgrabnie ujmuje. I nagle robi się z tego poezja. A potem bierze gitarę i śpiewa. I robi się z tego rock.

Czy to jest poezja? - Artemij Troicki kręci głową. - Nie wiem. Czy to jest rock? Raczej tak. Chociaż gdybym ja teraz był młody, z pewnością bym nie słuchał rocka, tym bardziej rosyjskiego. Słuchałbym muzyki elektronicznej, rosyjskiego hip-hopu albo etno, albo jakiegoś Manu Chao i innych antyglobalistów. Coś z jajami, rozumiesz. Młodość Artemija Troickiego, wpływowego krytyka muzycznego, upłynęła w czasach, gdy rock w Rosji był jak najbardziej z jajami. Gdy grano go w podziemiu, piwnicach i domach kultury w Podmoskowiu wynajętych na wieczór "pieśni autorskiej". Gdy przegrywanie taśmy z ledwo słyszalnymi piosenkami było paragrafem w kodeksie karnym. Te czasy się skończyły, gdy pod koniec lat 80. rock w Rosji zyskał status nieomal kultury oficjalnej.

- Wtedy na wynurzających się z podziemia rock-muzykantów patrzyli jak dzisiaj na Pugaczową - Troicki z niesmakiem kręci głową. - Ale to trwało bardzo krótko. W latach 90. rosyjski rock całkowicie utracił swoją identity, bo wcześniej był muzyką protestu, więc gdy się okazało, że nie ma już przeciwko czemu protestować, oni po prostu got lost. A pod koniec tej dekady rock stał się częścią kulturowego marketingu. Dostrzegli go producenci piwa, wszystkie te Staryj Mielnik i temu podobne Pepsi, Fanty i Coki, dostał własne radio - Nasze Radio w Moskwie i Radio-Bałtyka w Pitrze. Zemfira bardzo dobrze w tę całą historię się wpisała. Great timing. - Chociaż jako zjawisko ona jest strasznie ciekawa. Nie dość, że jest samotną dziewczyną w męskiej historii, jaką jest rosyjski rock, to jeszcze Baszkirką z muzułmańskim imieniem i nazwiskiem. Poza tym ona jest nieładna, co jest też dużą sprawą, no biorąc pod uwagę, że 99 procent kobiet w rosyjskiej muzyce pop to takie po prostu bimbos, i to z reguły córki, żony lub kochanki naftowych magnatów. - Większość jej fanów to dziewczyny. Jak wyjdziesz na ulicę, to je zobaczysz: piętnastolatki z włosami spadającymi na twarz, w ciemnych okularach, w obrzydliwych butach a la Dr Martens i wytartych dżinsach, zgarbione, z papierosem w zębach. Takie po prostu Zemfiry. Być może - Artemij Troicki chwilę się zastanawia - to w sumie jest sposób na bunt - być inteligentną, chudą szatynką bez piersi, śpiewającą o narkotykach i masturbacji.

W tłumie gromadzącym się w parku naprzeciwko rady miejskiej Ufy - jeszcze pięć lat temu w Rosji trudno było taki tłum zobaczyć - znalazłam znajomych. Na przykład Mansterę z Orenburga, wysoką i szczupłą, z tlenionymi włosami, w dżinsach i letniej kurtce. Manstera razem z przyjaciółmi wynajęła gazelę na osiem osób i przyjechała specjalnie na koncert do Ufy. - Matka, oczywiście, oszalała - śmieje się Manstera. - Krzyczała: "Jak to sama, do nieznanego miasta? Tylko z powodu koncertu?". Manstera chodzi po Ufie już trzeci dzień z paruset rublami w kieszeni. Myślała, że przenocuje u znajomej, ale gdy zadzwoniła do drzwi, okazało się, że znajomej nie ma. Zwinęła się w kłębek, otuliła kurtką i postanowiła przenocować na klatce schodowej. Ale o drugiej nad ranem obudził ją sąsiad znajomej, który wyszedł na papierosa. Manstera poprosiła o zapalniczkę, zaczęli gadać i gdy się facet dowiedział, jak to się stało, że Manstera śpi na klatce, zaprosił ją do siebie. Powiedział: "Tych, co tak lubią swoich bohaterów, trzeba szanować". On sam, jak się okazuje, w swoich czasach słuchał Maszyny Wriemieni. Po kryjomu, bo w tamtych czasach za samo słuchanie można było siedzieć. - Wyobrażasz sobie, że rock był kiedyś zakazany? - chichocze Manstera. Sąsiad więc pościelił jej tapczan, dał czysty ręcznik. Rano zrobił śniadanie. I się rozeszli. - Respekt - wyjaśnia Manstera.

Jej piosenki powstały w takim okresie, wiesz, kiedy jeden świat znikał, drugi się pojawiał, ale nikt jeszcze nie wiedział, jaki on będzie. Pij, pij. Nie ma nic lepszego na grypę jak koniak pogryzany cytryną - Siergiej Anacki nalewa pięćdziesiąt gram do mojej szklanki. Za oknami znowu leje. Siedzimy za długim barem w kafejce na stacji benzynowej przy Prospekcie. Siergiej, Marina, Lena i jeszcze kilku przyjaciół. Pięć lat temu wszyscy pracowali w stacji radiowej Europa Plus w Ufie - Siergiej był dyrektorem, Lena i Marina zajmowały się reklamą. Dzisiaj Siergiej jest właścicielem stacji benzynowej i tej kafejki, w której siedzimy. - Nikt z nas nie mógł wyobrazić sobie przyszłości. Oprócz Zemfiry, oczywiście - uśmiecha się Siergiej. - Ona zawsze wiedziała, że będzie gwiazdą. Siergiej pamięta, jak ją pierwszy raz zobaczył. W restauracji Lumiere, gdzie śpiewała dla miejscowych biznesmenów. - Patrzę, dwóch chłopaków szykuje się do grania. Gruby i chudy. A potem nagle z tego chudego chłopaka wydobył się taki śliczny dziewczęcy głos, że przerwałem na chwilę pertraktacje, żeby posłuchać.

- Parę miesięcy później przyszła do radia nagrywać jakiś klip reklamowy. Pozwoliłem jej nocami nagrywać te jej piosenki w naszym studiu. W ciągu czterech miesięcy nagrała 32. Rano przychodziliśmy, a ona spała na krześle. Nigdy w życiu nie widziałem takiego samozaparcia. 32 pełne kompozycje - z tekstem, muzyką, aranżacją. Wszystko miała pod kontrolą, spokojnie, bez nerwów. - Pewnego dnia, pamiętam, podeszła do mnie i mówi: "Sierioża, wymyśliłam świetną piosenkę, posłuchaj". I zaśpiewała Romaszki. A tam pełno, wiesz, slangu, jakichś słów, których nie rozumiałem... Widocznie wyczytała mi to z twarzy, bo machnęła ręką: "Sierioża, ty nic nie rozumiesz. To jest genialna piosenka". I miała rację, bo z tych Romaszek wyszedł taki przebój... - Siergiej wybucha barytonowym śmiechem. - A ja nadal nic z tego nie rozumiem... Ale to nie ma znaczenia. Ważne, że oni to wszystko skapowali. To są, wiesz, dzieci rozpadu wszystkiego: państwa, sposobu życia, nawet języka. Oni sobie skleili z tego jakiś nowy świat, nowy język... - Kiedyś mówili, że Breżniew jest działaczem politycznym epoki Ałły Pugaczowej - Siergiej się śmieje. - A dwa lata temu Ałła Pugaczowa w imieniu Zemfiry odbierała na Kremlu państwową nagrodę za twórczość, bo sama Zemfira nie przyszła. Wolała dać koncert w Doniecku.

Nagle na scenie zapala się niebieskie światło. I po chwili wrzasków i oklasków nad tysiącami głów zgromadzonych na sali Pałacu Sportów w Ufie unosi się przenikliwy, z lekka gniewny głos. Odbija się od ścian i powraca na scenę powielany tysiącami innych głosów. A jak uda się stanąć na palcach albo podskoczyć, można dostrzec drobną, chudą dziewczynę w dżinsach i sportowej bluzce, z długą grzywką zasłaniającą twarz i gitarą o trzy rozmiary za dużą. Dziewczynę przelewającą akordy ostrych kawałków w ochrypłe, jazzujące ballady. Jak się rozejrzeć dookoła, można zobaczyć radosne Manstery i Tanie przebijające się przez tłum z różą, którą chcą zostawić w prezencie urodzinowym - za to, że wyciągnęła je z Orenburga, chociażby na parę dni.

Droga pani, gdyby ona zaśpiewała o takich rzeczach dwadzieścia lat temu, toby ją na pewno zamknęli. Pewnie w szpitalu psychiatrycznym - mówi kierownik wydziału muzyki w Szkole Sztuk Pięknych Ufy. - O swej orientacji seksualnej, o AIDS. No, sama pani rozumie... A teraz, proszę pani, Zemfira jest gwiazdą. Kiedyś byśmy musieli kogoś takiego wyrzucić ze szkoły. A teraz, widzi pani, zbieramy wszystkich nauczycieli i spotykamy się z panią, by się podzzielić naszymi wspomnieniami. Piętnaście twarzy patrzy na mnie z niechęcią. Kierownik widocznie poprosił ich, by zostali po lekcjach. - Ona rosła w warunkach nieograniczonej wolności - kierownik z entuzjazmem kiwa głową. Niektóre z nauczycielskich głów posłusznie potakują. - Ówczesny dyrektor jej na przykład bardzo nie lubił, czasem zastanawiał się, czy jej nie wyrzucić. Powód by się znalazł - Zemfira znikała nieraz na dwa-trzy miesiące. Ja nic nie wiedziałem, potem się dowiadywałem, ludzie mi mówili, że brała narkotyki. Zresztą ona była z takiego osiedla, wie pani... Zawsze dyrektorowi wyjaśniałem: "Zostawcie ją w spokoju, towarzyszu dyrektorze, to geniusz". - A talent to miała niezwykły, grono pedagogiczne się zgodzi... Niezwykły. Ja szczerze przyznam, że my jej tak na dobrą sprawę nie uczyliśmy. Ona się trzy lata sama u nas uczyła. Z książek. I nagrań. W holu ozdobionym czarno-białymi portretami gwiazd baszkirskiej estrady podbiega do mnie uśmiechnięta trzydziestolatka. - Powiedzieli mi, że się spóźniłam na spotkanie z panią. Szkoda... Bo ja Zemfirę strasznie lubię, wie pani? Irina - przedstawia się. - Ja byłam jej nauczycielką jazzu. A może napijemy się czegoś na mieście?

Wiesz, u nas nigdy jeszcze nie było takiej historii. Ona pewnego wieczoru poszła spać jako dziewczyna z prowincji. A nazajutrz obudziła się jako megagwiazda - Misza Kozyriew głaszcze kozią bródkę palcami w srebrnych pierścionkach. - Dziewczyny wzdłuż i wszerz Rosji myślą: "To jest przecież o mnie!". A skoro to jest Rosja, to są miliony. I nagle zaczynają cię oblegać producenci, reklamodawcy, wszyscy chcą urwać dla siebie kawałek sukcesu. Można dostać zawrotu głowy. Byłeś zdesperowany i niedostosowany, miałeś bajzel, a nie życie miłosne, nie wiedziałeś, czy się kochasz w chłopaku, czy w dziewczynie, rodzice nie znali takich problemów jak twoje. A tu nagle tysiące fotografów lecą za tobą i robią ci zdjęcia. I... właściwie, co dalej?

Pierwsze dwa albumy zrobiła na takiej fali, to są wszystko jej buńczuczne pieśni przywiezione z Ufy. I ja się długo zastanawiałem, czy to jest już to - więcej nie będzie. Ale wróciła z trzecim albumem. Spokojnym, dojrzałym. I udało jej się zachować szczerość emocji. Zrobiła spokojne pieśni: oto jestem, wasza gwiazda, zrozumiałam to i owo o sobie, o świecie, o ludziach. Zmieniłam się. A wy? - Ona jest po prostu bad rock chick po rosyjsku - mówi Misza. - Nadal chodzi w dżinsach, pali, za nic nie założy butów na szpilkach. W jej piosenkach tylko ślepy i głuchy nie poczuje zapachu piwa i seksu, nie zobaczy śladu heroiny. To jest czyste drugs, sex and r'n'r. Takiego rocka jeszcze tu nie było. I Rosja ją za to kocha. Przecież to państwo jest jednym wielkim pieprzniętym bajzlem.

Zemfira zawsze mówiła: "Irka, ja tego twojego jazzu ni ch... nie rozumiem" - nauczycielka wspomina bez urazy. - Mówiła: "Gdy słucham, jak ty śpiewasz albo ci twoi czarni, to brzmi ślicznie. Ale gdy ja zaczynam, to wychodzi zupełnie bez duszy". - Ale to nieprawda - zastanawia się Irina. - Bo widzisz, Zemfira nie śpiewa ani rocka, ani popu, ani rosyjskiego, ani nierosyjskiego... Czy ty wiesz, co to jest blues? O co naprawdę chodzi w tym całym bluesie? Blues jest wtedy, kiedy dobry człowiek śpiewa o tym, jakie niełatwe jest życie. Zemfira, cokolwiek tam ludzie mówią, zawsze śpiewa bluesa.



powrót